Puszka słońca



Dziś krótko na temat wczorajszego spotkania w bibliotece. Niezmiernie miło było porozmawiać z ludźmi nt. Hiszpanii. 

Mogłabym o niej, o jej mieszkańcach, malarstwie, obyczajach i jedzeniu mówić dobrych kilka godzin. 

Moja pasja do tego kraju nie zmniejsza się z upływem czasu i zawsze cieszę się, jak mam okazję o niej opowiadać.


Pokazywałam Hiszpanię, którą znamy z ogłoszeń biur turystycznych i tą mniej znaną, 

trochę "barbarzyńską" i bardziej realną po prostu...

Dla tych, którzy nie mieli okazji się zjawić, kilka zdjęć poniżej. Fotografie powstawały na przestrzeni ponad dziesięciu lat

Niesamowite, że mogę je teraz pokazywać, robiąc je wiele lat temu chyba gdzieś po cichu marzyłam, by móc się nimi dzielić.


Dla tych, którzy chcą sobie też trochę powyobrażać, a nie zobaczyć wszystko już gotowe na zdjęciach - na zakończenie - cytaty (bo przecież nie byłabym sobą ;)

---

„Trzej wędrowcy, z których jeden przebędzie Półwysep Pirenejski wzdłuż wybrzeża północnego, drugi – przemierzy go na wskroś, a trzeci zdecyduje się na podróż brzegiem Morza Śródziemnego nie znajdą wspólnego języka na temat Hiszpanii. Pierwszy stwierdzi, że jest to kraj dżdżu i mgieł, w którym słońce rzadko dokucza soczystej ziemi. Drugi wprost przeciwnie będzie mówił o „hiszpańskim słońcu” przemożnie panującym nad szarym, półpustynnym krajobrazem, nad popękaną jałową ziemią. Trzeci opowie o Hiszpanii mlekiem i miodem płynącej, gdzie żyzna gleba, dostatek wody, wspaniałe słońce i zapobiegliwość ludzi współistnieją w harmonii doskonałej. I każdy będzie miał rację, bo jest to kraj niesłychanie zróżnicowany”. 
[Roman Dobrzyński: Hiszpania, Wiedza Powszechna, Warszawa 1977, s. 5]

„Łatwy kontakt, otwartość ludzi i gotowość do natychmiastowej, bliskiej znajomości. Cudownie. Jechaliśmy za dnia, w przeraźliwym na ogół upale, rozebrani niemal do naga, przez puste, wymarłe miejscowości, ożywające dopiero po zachodzie słońca, aby dopiero wieczorem, ciągle gdzie indziej, siedzieć przed knajpą na ulicy niemal do świtu. Po kilku godzinach przychodziło wrażenie, że zna się już wszystkich w miasteczku, plecy bolały od poklepywania. Co mnie najbardziej zdumiewało, to dzieci – przychodziły do stolika, zabierały moją 10-letnią córkę i bawiły się z nią godzinami. Bez możliwości porozumienia”. 
[Maciej Rybiński: Viva Espana, ole! „Rzeczpospolita” Nr 17 (302) 26 kwietnia 2002]



Podziel się:

KOMENTARZE

1 komentarzy:

  1. Anonimowy5/25/2015

    Tak się cieszę, że wyciągasz zdjęcia i na nowo sprawiają Tobie tyle radości ! i nie tylko Tobie. A pamiętasz aparat fotograficzny, który odmówił posłuszeństwa, a tu Taaki obiekt do sfotografowania:} R.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za twój komentarz :) Lila