NA ICH PLECACH cz. I

Kiedy zastanawiam sie nad swoim życiem, nad tym kim obecnie jestem, jakie wartości wyznaję, co jest dla mnie ważne, a co ważne jest dużo mniej, wpadam w zadumę. Nie mogę żyć w ułudzie, że na wszystko zapracowałam sama, bo to byłoby jawne kłamstwo! Nie mogę też twierdzić, że tak mi się jakoś ułożyło. To nie było też tak, że spadłam z nieba i jestem tam, gdzie jestem ot tak sobie, bo jestem i już. Każdy myślący człowiek zdaje sobie sprawę, że 

zgodnie z ludową teorią wszystkiego - 
życie to sztuka wyborów. 

Pod tym akurat mogę się podpisać obiema rękami (a także obiema rękoma). Każdy wybór ma swoje konsekwencje i to właśnie one są najlepsze, dobre, gorsze i złe. Ale nie o tym chciałam dziś pisać. 

Dziś chciałam napisać o Moich Rodzicach. Moich bohaterach. Bo są kultowe książki, klasyczni autorzy, topowi blogerzy, znani wykładowcy, rozchwytywani kaznodzieje, mentorzy z autorytetem i warto ich szukać/słuchać jeśli mają coś cennego do przekazania. Ale 

żaden z nich nigdy nie miał takiego wpływu na to kim jestem, jak 
Moi Rodzice. 

To oni zaczęli tą ciężką pracę z egoistycznym człowieczkiem, który urodził się ponad trzydzieści lat temu. To oni najpierw troszczyli się o mnie, o moje potrzeby fizyczne, ale później codziennie na nowo podejmowali trud, by zrobić ze mnie człowieka z zasadami. Ich ciągłe, spokojne i stanowcze zdanie, które ucinało wszystko, do dzisiaj brzmi mi w głowie. 

"Ale ty nie jesteś WSZYSCY" 

Nieważne, czy było to związane z zerwaniem się na wagary trochę zbyt wcześnie (podstawówka), pójściem na imprezę w szemranym towarzystwie, ściemnianiem komukolwiek czy olewaniem obowiązków. Moje tłumaczenia, że wszyscy tak robią - brały w łeb. I nawet nie było sensu z tym dyskutować. Wiedziałam, że mają rację, zabraniając mi niektórych rzeczy. Co nie znaczy, że byłam wtedy z tego powodu szczęśliwa :)

Z drugiej strony wiele było rzeczy, na które się zgadzali. To oni pomagali mi spełniać marzenia, które zazwyczaj widziałam po prostu, jako swoje cele, które chcę zrealizować i zrobię to za wszelką cenę. Miałam nawet takie powiedzenie: Jakem Lila! 

Dziś też powiem "Jakem Lila", ale już ostrożniej, próbując by było to moim kosztem, ale niekoniecznie wszystkich innych dookoła...

I doskonale wiem, że nadal potrzebuję się w tym ćwiczyć. 

To na ich plecach sięgałam po swoje gwiazdki z nieba. Wyjazdy do ukochanego kraju, nauka języka hiszpańskiego - największe marzenia spełniłam z ich pomocą! Okupione to było nieprzespanymi nocami Mamy, która zastanawiała się jak radzi sobie jej córka sama, gdzieś daleko. Dlatego tu i teraz chcę podkreślać, jak bardzo jestem im za to wdzięczna.
Za to, że podsadzali mnie, bym mogła sięgać po więcej, ale też wpoili mi jasne zasady. Ale o tym innym razem.

1. Czy jest taka osoba, której jesteś wdzięczny za to, kim dzisiaj jesteś? Czy powiedziałeś jej kiedyś o tym?
2. Swoje cele osiągamy także przy pomocy innych ludzi. Jak ta świadomość wpływa na sposób, w jaki je realizujesz? "Po trupach do celu" czy może "przekazywanie pałeczki sztafetowej"?

Podziel się:

KOMENTARZE

2 komentarzy:

  1. Anonimowy11/17/2015

    Moja Kochana, dziękuję za ostatni Twój wpis! Wzruszyłam się..., a ten czas tak szybko leci, tyle rzeczy przeminęło bezpowrotnie, więc pielęgnujmy nasze wspomnienia!!. A "bagaż dziecinnych lat" przekazuj dalej, budując swój świat.
    A Bogu dziękuję, że Was mam i że wciąż jesteśmy razem RH+

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy11/17/2015

    Lilunia, dziękuję Ci za to, że jesteś tak wspaniałym, młodym i mądrym człowiekiem. Cieszymy się Twoim szczęściem i tym, że doceniasz to, co życie Ci daje i tak po prostu o tym mówisz. Życzę Ci, byś mogła dalej czerpać z doświadczeń i zdobywając nowe ubogacać innych. Wierzę, że kiedyś Wasze dzieci podziękują Tobie i Oliwerowi za całą miłość, która wypływa z Was i daje im poczucie pełni i szczęścia. Modlimy się o Was i kochamy. Bodżi.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za twój komentarz :) Lila