Wakacje Paranormalne
Może nie objechałam naszego globu wzdłuż czy wszerz, nie
zwiedziłam Kazachstanu czy Kambodży,
nie wybrałam się też na biegun, ale w
pewnych momentach czułam przyjemny dreszczyk przygody, pot i dopływ adrenaliny.
Na
przykład kiedy w samym środku sjesty lewą ręką pchałam pod górę wózek z
dzieckiem, jedzeniem, wodą, i wszystkim co nie zmieściło się do wleczonej za
sobą prawą ręką walizki. Albo wtedy gdy liczyłam na to, że od nadmiaru
całodziennych wrażeń moje dziecko zaśnie sobie w wózku, podczas wieczornego
spaceru nadmorską promenadą... Tak, my będziemy spacerować nocami przy
powiewach ciepłego wiatru, z lodami w ręku, a nasze dzieci będą sobie smacznie
spały w swoich wózkach... Niedoczekanie.
Cóż, udało się w 50%, bo starszej nie
w głowie było zaśnięcie przed północą, gdy dookoła tyle ciekawych widoków. Więc
taki romantyczny spacer odbył się raz, może dwa :) No tak. Wakacje
paranormalne. Takie określenie przyszło mi do głowy podczas pierwszego tygodnia
naszego wyjazdu.
A może inaczej:
wakacje paraidealne?
Bo niby w Hiszpanii, niby
nad Morzem Śródziemnym, niby gorąco i niby całą rodzinką – więc hurra!
Idealnie. Ale: dziewczynki czasami miały problemy z zasypianiem (albo raczej to
ja miałam problem, bo denerwowało mnie to, że już wieczór i one powinny dawno
spać, a my mieć już wolne...), martwiłam się też tym, żeby się nie przeziębiły
z powodu nagłych zmian temperatur... Z gorącego, dusznego przystanku –
wchodzisz do pociągu z super sprawnie działającą klimą – to jak wejście do
lodówki..
Generalnie: pierwszy tydzień walczyłam z myślami, kotłującymi się z
tyłu głowy:
po co ty tu zabrałaś dzieci?
Nie wygodniej było siedzieć w domu?
Tam przynajmniej chodziły spać o określonych porach! Etc. Ale po tygodniu
wreszcie odsapnęłam i zaczęłam się cieszyć naszym wyjazdem na maksa! Bo przecież nigdy nie miałam na celu bycia rodzicem, który pakuje noworodka w plecak i, dawaj w Alpy, ale też stanowczo unikam w tej sferze "skapcenia".
Koniec końców: urlop się udał, Myszak nauczył się sam pływać
w kółeczku, Szwołek odbył swoje pierwsze kąpiele basenowe, żadna z nich się nie
przeziębiła, loty w obie strony zniosły bez najmniejszego problemu. Do tego
starsza córka miała okazję poćwiczyć swój angielski (na wszystkie pytania
odpowiadała yes, ku uciesze naszych gospodarzy) i posłuchać na żywo języka, w
którym mówi Dora la Exploradora!
Poniżej kilka najważniejszych wspomnień z tego wyjazdu,
wspomnień, których nie miałabym,
jadąc na last-minute do „Turcjogiptu”
(ci, co
mnie znają bliżej wiedzą, że zarzekam się, że nie pojadę na wakacje do Egiptu,
Tunezji, ani żadnych takich... )
- Chwila, w której uświadomiłam sobie, że moje dziecko z każdym dniem, niechybnie zmierza ku samodzielności – Myszak w pompowanym kółeczku, radzący sobie doskonale w basenie od pierwszych chwil!
- Mąż rozgniatający karaluchy trzonkiem od miotły.
- Myszak bawiący się na łóżku kaszką ryżową młodszej siostry niczym najdelikatniejszym piaseczkiem – reszta rodzinki wtedy urządzała sobie, jak przystało na Hiszpanię, popołudniową sjestę...
- Dawno zapomniane uczucie – wyjście z hiszpańskimi przyjaciółkami od serca do hiszpańskiego kina – Mission Impossible 5, yeah, Ethan daje radę ;)
- Fiesta del bario y fiesta de espuma na żywo... (partrz fotki)
- Wieczorno-nocne rozmowy z hiszpańsko-argentyńsko-kubańskimi braćmi i siostrami. Niesamowite, że pomimo różnic językowych, wiekowych, kulturowych, ekonomicznych i wszystkich innych, łączy nas miłość, której uczy Jezus.
- Grill pod namiotem iście jak wyciągniętym ze starych rycin, brakowało nam tylko stadka kóz, żebyśmy wyglądali jak koczujący przy oazie beduini. Eee, czy jakoś tak... ;)
W jednym z kolejnych postów podam wam mój przepis na podobne
wakacje, a także kilka moich osobistych odkryć
rodzinno-podróżniczo-organizacyjnych w tym temacie. Jeżeli kogoś by to w ogóle
interesowało ;P
Besitos!
Widać, że wieeele się działo:} A ile wspomnień z tych wojaży!!RH+
OdpowiedzUsuńDlaczego uważasz że takich wspomnień nie miałabyś jadąc na last-minute do „Turcjogiptu” ?
OdpowiedzUsuńJesli pojechalabym na to, na co sie najczesciej jezdzi do Turcjogiptu, czyli na zamkniecie sie w gwiazdkowym hotelu na all inclusive, z ewentualna mozliwoscia dodatkowo wykupywanych wycieczek, raczej nie poszlabym do tamtejszego kina, nie zapuscilabym sie w kairskie uliczki, ciezko, by mi bylo znalezc tam przyjaciol od serca, z ktorymi rozmawialabym do rana (w Hiszpanii ich juz po prostu mam, przez to, ze lata temu jezdzilam tam do pracy jako wolontariusz).. Poza tym, nie widze siebie chodzacej nocami po ulicach i dzielnicach, pograzonych w ichniejszych "fiestach". To tak mowiac "lajtowo". Ale czemu jeszcze nie pojade do Egiptu na wakacje? Poniewaz powiedzialam sobie, ze nie dam zarobic krajowi, ktory nic nie robi w sprawie tabu we wszystkich grupach spolecznych - obrzezywania dziewczynek, zazwyczaj sila.
OdpowiedzUsuńOk, rozumiem :) , Ja dziękuje Bogu że nie jestem tak zapatrzoną w siebie osobą :) Hiszpania jest po prostu cudowna, nie widząc oczywiście 'El Colacho' , 'corrida de toros' czy innych minusików :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
Dzieki za Twoje zdanie, tez pozdrawiam :) kimkolwiek jestes ;)
OdpowiedzUsuń